Koncepcja duńskiej firmy w tym zakresie jest na wskroś nowoczesna - głośniki mają być montowane w takich miejscach, aby nie ingerowały w naszą przestrzeń i były prawie niewidoczne. Mogłoby się wręcz wydawać, że klasyczne ustawienie kolumn w pokoju odsłuchowym jest dla Lyngdorfa nie do zaakceptowania. Ofertę można bowiem podzielić na trzy linie. Pierwszą są głośniki do zabudowy - D-500, D-500 Center, D-60, D-5 oraz D-5IC. Drugą stanowią modele mające formę pudełek, które zgodnie z zaleceniami powinniśmy albo powiesić na ścianie (MH-2, MH-3, FR-1), albo postawić bezpośrednio przy niej na podłodze lub istniejących meblach (BW-2, BW-3), albo wręcz je w owe meble wsadzić (CS-1, CS-2). Trzecią linię stanowią potężne zestawy LS-1000 i subwoofer BW-20. Mimo że mówimy o ogromnych pudłach, firma wciąż uważa, że należy ustawić je przy samej ścianie lub w narożniku, tak aby nie przeszkadzały. A co z brzmieniem, wzbudzającym się basem i wrażeniami przestrzennymi? Tym ma się oczywiście zająć elektronika. W końcu nie po to mamy do dyspozycji system korekcji akustyki pomieszczenia, żeby przesadnie przejmować się tym, czy zestawy głośnikowe są rozstawione zbyt wąsko lub zbyt szeroko, prawda? Teoretycznie tak, ale dla wielu audiofilów ten pomysł jest zbyt odważny i o ile elektronika Lyngdorfa znalazła wielu zwolenników (niektórzy kupują podstawową integrę TDAI-1120 tylko po to, aby móc skorzystać z jej "mózgu", uzupełniając ją innym wzmacniaczem lub końcówką mocy, często nawet lampową), o tyle głośniki tej marki interesują chyba tylko instalatorów i melomanów szukających sprzętu do bardzo, ale to bardzo nietypowych systemów, gdzie praktycznie nie ma możliwości zastosowania "normalnych" kolumn.
Wszystko zmieniło się w momencie premiery monitorów Cue-100. Tak, wszystko wskazuje na to, że Lyngdorf wreszcie się złamał, tworząc kolumny, które może nie są zupełnie typowe, klasyczne w swojej konstrukcji, ale można je ustawić tak, jak typowe monitory, a nie powiesić na ścianie, wepchnąć w komodę pod telewizorem albo wystawić na balkon. Co więcej, nie są to jakieś brzydkie pudełka ze średniej jakości przetwornikami, ale piękne, utrzymane w typowo skandynawskim stylu meble, w których znajdziemy głośniki z najwyższej półki. Kiedy otrzymałem informację prasową, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że rozwijana od wielu lat elektronika Lyngdorfa wreszcie (a może raczej dopiero) doczekała się godnego towarzystwa. Wiedziałem, że prędzej czy później będę chciał posłuchać Cue-100 w kontrolowanych warunkach i ten moment właśnie nadszedł.
Wygląd i funkcjonalność
Nikogo chyba nie trzeba przekonywać, że Duńczycy mają wyjątkowe wyczucie w kwestii wzornictwa, projektowania mebli i innych przedmiotów codziennego użytku, a także wystroju wnętrz. Co prawda jest to tylko jeden z aspektów sprawiających, że najmniejsze z państw nordyckich zawsze plasuje się w czołówce rankingów najlepszych miejsc do życia i poziomu szczęścia obywateli, ale nawet tutaj wyraźnie widać, dlaczego tak jest. Cue-100 są po prostu przepiękne. Jak twierdzi sam producent, zaprojektowane i wykonane w jego własnej fabryce w duńskim miasteczku Skive monitory mają być idealnym rozwiązaniem dla melomanów, a także osób wrażliwych na piękno i puryzm skandynawskiego designu. Na marginesie, warto wspomnieć, skąd wzięła się nazwa opisywanych paczek. Składa się ona z dwóch członów, a pierwszy - "Cue" - nawiązuje do tak zwanych nut podpowiadających (cue notes), które informują muzyków o tym, kiedy mają grać, a kiedy nie (z tego względu czasami zapisywane są z odpowiednimi adnotacjami, na przykład "graj, jeśli nie ma dostępnej harmonijki"). Numer 1 wskazuje, że jest to pierwszy głośnik z tej serii, natomiast cała liczba "100" odnosi się do konstrukcji tego modelu, a konkretnie tego, że mamy tu trzy identyczne membrany, z czego ta widoczna z przodu jest aktywna, będąc częścią przetwornika nisko-średniotonowego, a dwie pozostałe - pasywne.
TEST: Lyngdorf SDA-2400
Choć mamy do czynienia z głośnikami podstawkowymi, tak naprawdę powinniśmy je traktować jak zestawy wolnostojące, ponieważ otrzymujemy je w pakiecie trzema drewnianymi nóżkami, które należy wkręcić w podstawę. Jeżeli bardzo chcemy umieścić Cue-100 na istniejących meblach, taka opcja jak najbardziej istnieje. Owe nóżki możemy po prostu zostawić w pudełku, a zamiast nich wkręcić w podstawy krótkie stabilizatory z amortyzatorami, które również otrzymujemy w zestawie. Nie musimy zresztą polegać tylko na tym, co znajdziemy w pudełku. Nóżki są wkręcane w tuleje ze standardowym gwintem M8, więc jeśli tylko będziemy mieli ochotę wypróbować inne patenty albo najzwyczajniej w świecie postawić Cue-100 na zwykłych nóżkach meblowych lub kolcach, będzie to dość proste. Nie sądzę jednak, aby zbyt wielu klientów zdecydowało się na takie rozwiązanie, ponieważ duńskie kolumny są od dołu mocno zaokrąglone, a więc powierzchnia ich kontaktu z podłożem jest mniejsza niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Co więcej, Cue-100 są naprawdę spore. Na każdą z wysokich na ponad 50 cm skrzyń powinniśmy zarezerwować minimum 35 x 35 cm przestrzeni na komodzie, biurku, półce lub jakimkolwiek innym miejscu, w jakim przyszłoby nam do głowy postawić takie głośniki. Inna sprawa, że dla wielu osób to właśnie taka filigranowa, lekka i niewątpliwie miła dla oka forma "stendów" będzie jednym z kluczowych argumentów przemawiających za wyborem tego modelu.
Podstawki nie są bynajmniej jedynym sprytnym rozwiązaniem, o jakim pomyśleli duńscy projektanci. Aby zainstalować nóżki, całe kolumny musimy obrócić do góry nogami i w tym momencie zobaczymy duży, czarny krążek pełniący rolę centralnego punktu do mocowania akcesoriów. Przy wykonywaniu wszystkich czynności związanych z instalacją warto pamiętać, że monitory ważą prawie 14 kg, a z nóżkami już ponad 16 kg. Nie jest to rekord świata, ale z jakiegoś powodu w rzeczywistości Cue-100 sprawiają wrażenie znacznie cięższych. Dodatkowo zaokrąglone kształty ich obudowy oraz fakt, że na każdym z trzech boków znajduje się taka sama membrana, sprawiają, że trzeba się chwileczkę przymierzyć, aby pewnie je chwycić i ustawić we właściwej orientacji. Być może z tego względu firma wielokrotnie przypomina o tym w swoich materiałach, publikując nawet rysunki obrazujące proces rozpakowywania kolumn, montażu kabli i wkręcania nóżek.
W przeciwieństwie do większości konwencjonalnych głośników, gdzie terminale przyłączeniowe znajdują się z tyłu, tutaj zostały one ukryte po owym czarnym krążkiem. W tylnej części obudowy znajduje się niewielki kanał, przez który przewód głośnikowy wychodzi na zewnątrz. Jeśli mam być szczery, nie wiem, co autor miał na myśli. Rozwiązania tego typu pozwalają ukryć okablowanie, ale tylko wtedy, gdy mamy do dyspozycji podstawki z analogicznym tunelem. Wówczas przewody mogą pozostać kompletnie zamaskowane aż do momentu, w którym wyłaniają się spod dolnego blatu standów (jeżeli ktoś zaplanuje wszystko już na etapie projektowania i urządzania pokoju odsłuchowego, tam również mogą znaleźć się otwory lub gniazda). Tutaj natomiast kabel i tak pozostaje doskonale widoczny. Ukrycie terminali wewnątrz kolumn rodzi jedynie problemy, ponieważ po przykręceniu czarnych krążków nie mamy do tego miejsca dostępu. Odłączenie kabli od monitorów w trakcie normalnego użytkowania nie wchodzi w grę. Gdyby ktoś chciał zmienić okablowanie, tak jak robi to wielu audiofilów, szybkie porównania będą praktycznie niemożliwe. Co więcej, musimy mieć na uwadze to, że wybrane przez nas przewody nie mogą być zbyt grube i sztywne. Szerokie taśmy i kable z różnego rodzaju puszkami, metalowymi rozdzielaczami albo bateryjkami odpadają. Widząc takie pomysły, zastanawiam się, czy Cue-100 miały być kolumnami dla audiofilów szukających lepszego i bardziej konwencjonalnego rozwiązania niż głośniki wieszane na ścianie, czy może jednak górę wzięło wzornictwo i ostatecznie okaże się, że jak dobre nie byłyby wykorzystane tu przetworniki, jak wielu zasług nie przypisywalibyśmy Peterowi Lyngdorfowi, tak testowane monitory będą grały niewiele lepiej od dużych głośników bezprzewodowych. Oj, nie powiem, podpadły mi tymi gniazdami strasznie.
Nie ulega wątpliwości, że kilka pomysłów zastosowanych w tym modelu zgadza się z filozofią wyznawaną przez wielu audiofilów. Weźmy chociażby formę obudowy. Nierównoległe ścianki, zaokrąglone krawędzie, brak bass-refleksu - to wszystko powinno spodobać się ludziom pasjonującym się gramofonami, wzmacniaczami lampowymi i plikami wysokiej rozdzielczości. To jest nasz świat, a ja w konstrukcji Cue-100 dostrzegam wiele elementów, które doskonale do niego pasują, a wręcz się z niego wywodzą. Potwierdza to sam producent. Unikalny kształt trójkąta składa się z trzech zwężających się i lekko zaokrąglonych boków z płyt MDF o grubości 35 mm, wykonanych na obrabiarkach sterowanych cyfrowo. Taka konstrukcja ma minimalizować ryzyko powstania rezonansów i wewnętrznych fale stojących, jednocześnie nadając głośnikowi smukły wygląd. Podstawa kolumny jest wykonana z litego dębu lub płyty MDF (w zależności od wybranej wersji) tak, by zapewnić jej wysoką sztywność.
Cue-100 nie dość, że prezentują się świetnie, to jeszcze są dostępne w 24 różnych kombinacjach kolorystycznych. Jest to możliwe dzięki czterem różnym wersjom wybarwień obudów oraz pięciu opcjom kolorystycznym maskownic z tkanin wykonanych przez duńską firmę Gabriel. Co więcej, sami możemy zdecydować, ile maskownic potrzebujemy.
Żadna z tych rzeczy nie stoi jednak w sprzeczności z walorami estetycznymi. Monitory nie dość, że prezentują się świetnie, to jeszcze są dostępne w 24 różnych kombinacjach kolorystycznych. Jest to możliwe dzięki czterem różnym wersjom wybarwień obudów oraz pięciu opcjom kolorystycznym maskownic z tkanin wykonanych przez duńską firmę Gabriel. Działa ona od 1851 roku i jest jednym z czołowych specjalistów w dziedzinie tkanin. Dla Cue-100 zaprojektowano wszechstronną tkaninę głośnikową, dostępną jako opcjonalne akcesorium w kolorze szarym, czarnym, niebieskim, zielonym i czerwonym. Co więcej, sami możemy zdecydować, ile maskownic potrzebujemy. Są one montowane magnetycznie, więc możemy zasłonić tylko przednie ścianki, albo przykryć materiałem również dwie pozostałe, otrzymując kolumny obite materiałem dookoła. Muszę przyznać, że wygląda to bardzo elegancko i gdybym już miał się zdecydować na maskownice, chyba wziąłbym cały komplet (ale nigdy tego nie zrobię, do czego wrócimy na końcu). Co ciekawe, mocowana za pomocą magnesów jest również trójkątna pokrywa. Abyśmy mogli ja unieść, przymocowano do niej ledwo widoczną "metkę" - kawałek materiału z firmowym logo. To bardzo sprytne, ponieważ ten element kolumn jest szczególnie narażony na uszkodzenie. Co prawda górna ścianka jest lekko pochylona, więc doniczki nikt na niej nie postawi, ale dobrze wiedzieć, że ta mała deseczka jest wymienna. Ile kosztowałaby nowa? Nie wiem i chyba taka wiedza nie jest mi do niczego potrzebna. Zaraz, hola hola - powiecie - przecież klienci na pewno będą chcieli to wiedzieć, a rolą recenzenta jest ustalenie takich faktów, czyż nie? Tak, ale powiem w ten sposób - jeżeli właściciel Cue-100 będzie chciał dokupić do nich górne panele, maskownice, wzmacniacz, gramofon albo apartament, w którym będą się godnie prezentowały, to coś mi podpowiada, że zrealizuje swój plan, nie oglądając się na koszty. Ale o tym później...
Brzmienie
Jak grają pierwsze naprawdę poważne kolumny w ofercie Lyngdorfa (pomijam te stworzone we współpracy ze Steinwayem)? Czy wprowadzono je na rynek, aby coś udowodnić, przełamać powielane od wielu lat schematy i zaoferować audiofilom brzmienie jedyne w swoim rodzaju? Okazuje się, że nie, a przynajmniej nie do końca. Cue-100 nie mają najmniejszego zamiaru prezentować muzyki w taki sposób, abyśmy najpierw usiedli z wrażenia, potem zrobili wielkie oczy i zaczęli przerzucać płyty w poczuciu, że jesteśmy świadkami czegoś wyjątkowego, a po kilku minutach lub godzinach doszli do wniosku, że to wszystko tylko tanie sztuczki i reinterpretowanie nagrań, a minusów takiej sytuacji jest zdecydowanie więcej niż plusów. Nic z tych rzeczy. Opisywane monitory stawiają na równowagę, poszanowanie intencji artystów i przykładanie takiej samej wagi do każdego aspektu prezentacji. Brzmienie było naturalne, uporządkowane, zestrojone ze smakiem i wyczuciem. Słychać było w nim ogromne doświadczenie konstruktorów, bo choć nie jest to kompozycja pozbawiona cech charakterystycznych i elementów, na których można zawiesić ucho na dłużej, to priorytetem pozostaje szeroko rozumiana uniwersalność. Jednocześnie od samego początku wiadomo było, że te piękne monitory grają więcej niż poprawnie, wybiegają daleko poza techniczną perfekcję i beznamiętne wykonywanie swojej roboty. Już od pierwszych sekund odsłuchu było wiadomo, że Cue-100 mają w rękawie kilka asów, którym trzeba będzie przyjrzeć się bliżej. O którym z nich byśmy jednak nie mówili w dalszej części recenzji, miejcie na uwadze, że każda z tych cech stanowi tylko dodatek do dania głównego, jest elementem uzupełniającym lub delikatnie ubarwiającym koncepcję, której podstawą jest naturalny, uniwersalny dźwięk, który sprawdzi się w każdym gatunku muzycznym.
PORADNIK: Jak wybrać wzmacniacz zintegrowany
Nawiasem mówiąc, takie podejście do dźwięku nie powinno być zaskoczeniem ani dla fanów Petera Lyngdorfa i różnych projektów, w których brał udział, ani też dla zwolenników duńskiej szkoły budowania zestawów głośnikowych. Dziś delikatnie wyłamuje się z niej tylko Audiovector, ale Bang & Olufsen, Buchardt Audio, DALI, Davone, Dynaudio, Gato Audio, Gryphon, Peak Consult czy SA (System Audio) - widać, a raczej słychać tu pewien wspólny mianownik. Najwyraźniej dla Duńczyków nadrzędnymi wartościami są równowaga, wszechstronność, spójność i poczucie, że muzyka płynie jednym nurtem, jest wolna od sztucznych naleciałości i barier. To trudne do osiągnięcia w przypadku zestawów głośnikowych o nietypowej konstrukcji, a przecież właśnie z takim produktem mamy tutaj do czynienia. Cue-100 mają obudowy o nietypowych kształtach, wykorzystują dość niecodzienny układ elektroakustyczny z jednym głośnikiem i dwoma membranami biernymi, a dodatkowo te trzy na pozór klasyczne jednostki uzupełnia wstęgowy tweeter. Stosowanie głośników działających na bazie odmiennych zasad może prowadzić do rozbicia całości dźwięku. Co tam połączenie stożkowego przetwornika dynamicznego i wstęgi - wielu producentów nie potrafi uzyskać takiej jednorodności brzmienia nawet wtedy, gdy wszystkie jednostki są zupełnie klasyczne, ale woofer ma membranę wykonaną z włókna węglowego, średniotonowiec z papieru, a kopułka z metalu. Różnice w technologii i sposobie emisji dźwięku, zróżnicowane charakterystyki przetworników - wszystko to może prowadzić do dysonansów, pewnych barier, które odbijają się na ogólnym poczuciu realizmu. Nie musimy bowiem dysponować na tyle czułym i "wytrenowanym" słuchem, aby bez zaglądania w tabelę danych technicznych określić, że częstotliwość podziału wynosi 2300 Hz. Można być kompletnym laikiem, a nawet chłonąć i oceniać to do pewnego stopnia nieświadomie, ale kiedy między poszczególnymi częściami pasma występuje wyraźna różnica charakteru, nasz mózg odbiera to jako coś sztucznego, podejrzanego, a nawet irytującego. W tym przypadku oszustwo jest skuteczne. Choć w Cue-100 pracują przetworniki z dwóch różnych planet, udało się niemal całkowicie wyeliminować tego typu problemy. Lyngdorf udowodnił, że wszystko da się pięknie zszyć, nie pozostawiając dziur ani ostrych krawędzi.
Zastanawiacie się pewnie, co takiego duńskie monitory mają nam do zaproponowania, jeśli chodzi o rzeczy ciekawe, przykuwające uwagę i wybijające się jakościowo na tle reszty? Otóż jest tego całkiem sporo, a zacząć należałoby od basu i dynamiki. W obu kategoriach Cue-100 radzą sobie tak dobrze, że bez najmniejszych problemów powinny poradzić sobie z nagłośnieniem przestronnego salonu - nawet takiego, jak ten widoczny na wizualizacjach udostępnionych przez producenta. Te zestawy nie mają żadnych kompleksów wobec kolumn podłogowych, pokazując dźwięk o pełnej skali - potężny, malowany z rozmachem, nasycony od najniższych do najwyższych częstotliwości. Bas jest mocny, głęboki, mięsisty i konkretny. Chwilami daje o sobie znać delikatne spowolnienie, taka lekka gumowatość charakterystyczna dla konstrukcji wykorzystujących membranę bierną, jednak aby komukolwiek to przeszkadzało, musielibyśmy sięgnąć po nagrania wymagające w tym względzie absolutnej perfekcji. W normalnych warunkach nikt takich testów nie prowadzi, więc przyjemny masaż brzucha jest bardziej pożądany niż idealny timing i totalna kontrola nad membranami. Co więcej, średni bas jest w Cue-100 dyskretnie pogrubiony. Czasami producenci kolumn maskują w ten sposób niedobory najniższych tonów, ale to nie jest ten przypadek, tutaj takiego problemu nie ma. Wydaje mi się więc, że w ten sposób Lyngdorf chciał osiągnąć trzy rzeczy. Po pierwsze, dźwięk jest jeszcze potężniejszy i robi większe wrażenie, szczególnie na początku. Po drugie, taki charakter niskich tonów wpisuje się w "dzisiejszy kanon" dobrego brzmienia i będzie czymś zupełnie naturalnym dla osób, które dotychczas nie miały w domu systemu stereo z prawdziwego zdarzenia, a ich styczność z "audiofilskim" sprzętem ograniczała się do luksusowego soundbara w stylu Naima Muso, drogich słuchawek bezprzewodowych lub systemu car audio Marka Levinsona, Focala, McIntosha lub Burmestera. I wreszcie po trzecie, jeżeli komuś owo leciutkie pogrubienie będzie przeszkadzało, doskonałym remedium będzie kupno jednego ze wzmacniaczy Lyngdorfa wyposażonych nie tylko w system RoomPerfect, ale też fabryczny preset dla opisywanych monitorów. Mając możliwość odsłuchu Cue-100 z modelem TDAI-3400, skorzystałem z tej korekcji. Brzmienie przyspieszyło, wyrównało się i utwardziło, a bas został wzięty w ryzy. Nie wiem jednak, czy aż nie za bardzo. W tych konkretnych warunkach idealne byłoby coś pomiędzy, taki preset dla Cue-100 ustawiony na 50%. Mając taki zestaw, każdy użytkownik będzie mógł podjąć decyzję samodzielnie, tworząc własną krzywą albo oddając sprawy w ręce mikrofonu i cyfrowego mózgu swojego wzmacniacza.
Duńskie kolumny nie potrzebują żadnej zachęty, by wypełnić muzyką cały pokój, a scena stereofoniczna, jaką budują przed nami, jest dobrze zorganizowana. Określenie pozycji poszczególnych instrumentów czy oddzielenie od siebie kilku głównych planów staje się czymś, co robimy mimowolnie, bez wysiłku.
Oprócz wymienionych wyżej cech istnieje jeszcze drugi obszar, w którym Cue-100 prezentują swoje mocne strony. Tutaj nie chodzi już ani o robienie na słuchaczu wrażenia nisko schodzącym basem, ani o ogólną skalę dźwięku, zupełnie niepasującą do średniej wielkości monitorów, ale o aspekty typowo jakościowe, chciałoby się powiedzieć - audiofilskie. Mam tu na myśli przede wszystkim rozdzielczość, stereofonię oraz dynamikę w skali mikro. Kiedy je połączymy, otrzymujemy doskonałą przeciwwagę dla gęstego, lekko podrasowanego basu. W zakresie średnich i wysokich tonów dźwięk jest przyjemnie lekki, szczegółowy, przestrzenny, bogaty i nasycony drobnymi informacjami. Duńskie kolumny nie potrzebują żadnej zachęty, by wypełnić muzyką cały pokój, a scena stereofoniczna, jaką budują przed nami, jest dobrze zorganizowana. Określenie pozycji poszczególnych instrumentów czy oddzielenie od siebie kilku głównych planów staje się czymś, co robimy mimowolnie, bez wysiłku. Struny, dzwoneczki, talerze perkusyjne i wszelkiego rodzaju przeszkadzajki, które potrzebują blasku, aby zabrzmieć przekonująco, wypadają na Cue-100 wprost rewelacyjnie. Wszystko to jest zasługą tweetera AMT, który moim zdaniem prezentuje jakość godną najdroższych, najbardziej hi-endowych kolumn, jakie możecie sobie wyobrazić. Patrząc na duńskie monitory, audiofile koncentrują się na ich nietypowych kształtach i głośniku nisko-średniotonowym z charakterystycznym, pofałdowanym w oryginalny sposób zawieszeniem, ale moim zdaniem gwiazdą przedstawienia jest właśnie jednostka wysokotonowa. Coś wspaniałego, co ten tweeter wyprawia. Gdyby było mnie stać na takie monitory i gdybym podjął decyzję o ich zakupie, nie przeważyłby ani ich wygląd, ani zaskakująco potężny bas, ale to, w jaki sposób i na jakim poziomie jakościowym Cue-100 operują wyższymi częstotliwościami i w jaki sposób budują przestrzeń. Później wystarczyłoby wybrać kolor i dokupić maskownice. Jest jednak mało prawdopodobne, abym w najbliższej przyszłości miał takie dylematy. Uff...
Budowa i parametry
Lyngdorf Cue-100 to dwudrożne monitory w obudowie z membraną, a właściwie dwiema membranami biernymi. Unikalny kształt trójkąta składa się z trzech zwężających się i lekko zaokrąglonych boków z płyt MDF o grubości 35 mm, wykonanych na obrabiarkach sterowanych cyfrowo. Taka konstrukcja zmniejsza rezonans i wewnętrzne fale stojące, jednocześnie nadając głośnikowi smukły wygląd, szczególnie, gdy podziwia się go od frontu. Podstawa kolumny jest wykonana z litego dębu lub płyty MDF (w zależności od wybranej wersji produktu) tak, by zapewnić jej bardzo wysoką sztywność. Na przedniej ściance umieszczono dwa głośniki, które teoretycznie są "gotowcami", ale zostały stworzone przez firmy powołane do życia przez Petera Lyngdorfa, więc wszystko zostaje w rodzinie. Jednostka nisko-średniotonowa to jeden z wielu produktów oferowanych przez firmę Purifi, której współzałożycielami są Bruno Putzeys, który opracował technologię UcD dla Philipsa oraz moduły Hypex NCore oraz Lars Risbo, jeden z pionierów układów PCM-PWM i założyciel firmy Toccata Technology. Purifi twierdzi, że wyznacza nowe standardy w technologii głośnikowej, tworząc przetworniki niskotonowe o długim skoku membrany, zapewniające ultraniskie zniekształcenia najlepsze mierzalnene osiągi. Aby to osiągnąć, opracowano kilka nowatorskich technologii, z których najbardziej rozpoznawalna nosi nazwę Neutral Surround Geometry. Chodzi o zawieszenie, którego kształt przypomina morskie fale lub górskie szczyty. Zaletą tej konstrukcji jest to, że krawędzie głośnika niskotonowego poruszają się na zewnątrz i do wewnątrz przy każdym ruchu. Daje to długi i proporcjonalny skok oraz bardzo niski "dodatek" zniekształceń wprowadzanych przez resor. Idea mocno przypomina systemy stosowane przez inne firmy, takie jak chociażby piankowe zawieszenie głośników średniotonowych Bowers & Wilkins czy system TMD (Tuned Mass Damper) w wysokich modelach Focala, gdzie odwrotne do ruchu membrany wychylenie resora jest tłumione przez jego pogrubienie w wyliczonym na podstawie symulacji miejscu. Jeżeli kogoś interesują takie szczegóły, to w Cue-100 zastosowano głośnik średnio-niskotonowy PTT6.5X04-NAA-08 i dwie membrany bierne PTT6.5PR-NA2-03. 16,5-cm woofer otrzymał aluminiową membranę, 4-warstwową cewkę o średnicy 39 mm wykonaną z mieszanki aluminium i miedzi, osadzoną na karkasie z włókna szklanego, a także odlewany ciśnieniowo kosz. Na temat tweetera wiadomo znacznie mniej, ponieważ nie jest on dostępny w "sklepach z częściami" i z tego, co mi wiadomo, można go zobaczyć wyłącznie w kolumnach Lyngdorfa. Prawdopodobnie jest to ta sama jednostka, którą zastosowano w kolumnach Steinway Lyngdorf Model S. Wysokotonowy przetwornik AMT (Air Motion Transformer) wykorzystuje w roli elementu drgającego cieniutką folię kaptonową, a jej "napęd" stanowią dwa magnesy neodymowe. Jeśli chodzi o parametry, uwagę zwracają przede wszystkim dwie rubryki - pasmo przenoszenia i skuteczność. Zdaniem producenta zakres częstotliwości odtwarzanych przez Cue-100 zawiera się w przedziale 35 Hz - 22 kHz (-3 dB). Nic dziwnego, że takie monitory nie wymagają wsparcia w postaci subwoofera, ponieważ nie każdy subwoofer potrafi zejść tak nisko. Jeśli zaś chodzi o efektywność, wynosi ona 83 dB, co jest niezwykle niską wartością. Nie oznacza to, że duńskie zestawy są ekstremalnie trudne do wysterowania, ale łączenie ich ze wzmacniaczami SET na lampach 300B raczej nie jest najlepszym pomysłem. Producent sugeruje stosowanie wzmacniaczy o mocy od 100 W na kanał w górę. Innymi słowy, bez solidnego pieca nie mamy tu czego szukać.
Werdykt
Duńska firma nareszcie zaproponowała nam coś innego niż głośniki wieszane na ścianie lub ekstremalnie hi-endowe zestawy stworzone we współpracy ze światowej sławy producentem fortepianów. Cue-100 plasują się dokładnie między tymi dwoma skrajnościami. To piękne, świetnie wykonane monitory oferujące w pełni audiofilski, choć też neutralny, równy, uniwersalny i łatwo przyswajalny dźwięk. Z jednej strony mogą to być wymarzone kolumny dla doświadczonych i wymagających słuchaczy, a z drugiej - dla tak zwanych "normalnych ludzi" i melomanów, którzy za żadnych koneserów się nie uważają. Jest tylko jeden minus - cena. Jest tak wysoka, że większość sklepów podaje kwotę za sztukę. Za parę takich kolumn w wersji z podstawą wykończoną lakierem trzeba zapłacić 92600 zł, a jeśli wolimy drewno dębowe - 93200 zł. Wystarczy doliczyć do rachunku dwie maskownice i przebijamy sto tysięcy złotych.
Szok? Trochę tak, choć w świecie hi-endowego sprzętu takie ceny na nikim nie robią już wrażenia. Wiem, że niektórym ludziom, dla których cena ma znaczenie drugorzędne, którzy uwielbiają efektowne wzornictwo i oczekują od takiego sprzętu perfekcji w każdym calu, Cue-100 spodobają się do tego stopnia, że będzie im obojętne, czy trzeba na nie wydać sto, dwieście czy trzysta tysięcy złotych. Jedynym problemem w takiej sytuacji będzie konkurencja. Bowers & Wilkins 805 D4 Signature, Vienna Acoustics The Kiss, Sonus Faber Guarneri G5, Focal Diablo Utopia Evo, Triangle Magellan Duetto 40th, Perlisten S5m, Audio Physic Spark 6 - to tylko kilka modeli, które brzydkie nie są, źle nie grają, a kosztują mniej lub znacznie mniej niż Lyngdorfy. Jak to uzasadnić?
Okazuje się, że producent to przewidział i sam tłumaczy, dlaczego Cue-100 są takie drogie. Jego zdaniem krótka odpowiedź jest taka, że model ten należy do tej ligi najlepszych głośników montowanych na stojaku. Bardziej szczegółowa wersja jest natomiast taka, że na te monitory składają się takie rzeczy jak zaawansowane technologicznie głośniki Purifi, wyjątkowy głośnik wysokotonowy Air Motion Transformer, duńskie wzornictwo, unikalny projekt i konstrukcja akustyczna, dopracowana, sztywna obudowa, ręcznie wykończone elementy z litego dębu, wysokiej jakości satynowo-matowy lakier, maskownice z tkaniny firmy Gabriel oraz fakt, że Cue-100 produkowane są w Danii z zachowaniem wysokiego poziomu rzemiosła. Wszystkie te czynniki zostały wręcz wypunktowane na stronie firmy. Sorry, ale ja wciąż nie jestem przekonany, że cena musi być tak wysoka. Aktywne monitory Buchardt Audio Anniversary 10 wykorzystują takie same woofery Purifi, mają obudowy z litego drewna i również są ręcznie produkowane w Danii, a kosztują 18300 zł. Rozumiałbym, gdyby różnica w cenie była dwukrotna, bo Cue-100 są jednak bardziej dizajnerskie i przyciągają wzrok jak mało które audiofilskie kolumny, ale pięć razy tyle to przesada, dla której istnieje tylko jedno wytłumaczenie...
Peter Lyngdorf osiągnął w branży audio wiele, ale ma już swoje lata. Z pewnością mógłby powołać do życia nową markę specjalizującą się w produkcji dobrych, ładnych i przystępnych cenowo kolumn. Mógłby nawet zamówić kontenery jakiegoś dziadostwa z chin i opatrzyć je swoim nazwiskiem, aby szybko i skutecznie powiększyć stan swojego konta. Zamiast tego woli jednak poświęcić swój czas, doświadczenie i znajomości na stworzenie czegoś naprawdę pięknego, nietuzinkowego i ekskluzywnego. Czegoś, co być może za jakiś czas dorobi się nawet statusu legendy. Krótko mówiąc, jeśli chcecie postawić w swoim salonie kolumny będące kwintesencją wiedzy i doświadczenia jednego z najbardziej pomysłowych, odważnych i przedsiębiorczych ludzi w tej branży, teraz macie taką możliwość. A że takie cudeńka nie są w zasięgu każdego melomana? Nigdy nie były. I niestety nigdy nie będą.
Dane techniczne
Rodzaj kolumn: podstawkowe, dwudrożne, z membraną bierną
Efektywność: 83 dB
Impedancja: 4 Ω
Pasmo przenoszenia: 35 Hz - 22 kHz (+/- 3 dB)
Częstotliwość podziału: 2300 Hz
Zalecana moc wzmacniacza: > 100 W
Wymiary (W/S/G): 51,3/35/32,9 cm (sam monitor), 120/60/52 cm (z podstawą)
Masa: 13,8 kg (sam monitor), 16,2 kg (z podstawą)
Cena: 92600 zł zł/para (tańsza wersja wykończenia)
Czytaj pełną recenzję na stronie internetowej portalu StereoLife