Recenzja Lyngdorf TDAI-1120 - audiomuzofans.pl REKOMENDACJA

Recenzowany Lyngdorf TDAI-1120 to zintegrowany wzmacniacz mocy, „strumieniowiec” wraz z procesorem dźwięku, czyli współczesne urządzenie typu all-in. Pierwszy mój kontakt z urządzeniami typu wzmacniacz mocy wychodzących spod rąk Petera Lyngdorfa to znakomity TacT Millenium i szczerze mówiąc widziałbym go w swoim domowym systemie audio. Niestety na rynku wtórnym pojawia się dość rzadko, a ceny takich z drugiej ręki trzymają odpowiedni poziom. Przejdźmy zatem do losów Audio Petera Lyndorfa i jego marki. Historia na dobre rozpoczyna się w 1975 roku, gdy zajmował się on dystrybucją urządzeń. Już pięć lat później założył sieć sprzedaży detalicznej sprzętu audio, a w 1983 uruchomił dobrze wszystkim znaną markę zespołów głośnikowych DALI.

W 1986 roku przejął znakomitą markę Snell Acoustics i tu muszę się zatrzymać – otóż model E3 uważam za bardzo udane kolumny głośnikowe, które nadal polecam szczególnie w połączeniu ze wzmacniaczem opartym na triodzie, a do celów tej recenzji sprowadziłem kultowy model Snell A3. Kolejne akwizycja dotyczyła znanej marki NAD.

Peter szukał innowacji na rynku audio, który jak wiemy specjalnie nie obfituje w rozpowszechnione nowatorskie rozwiązania. Na początku była to inwestycja w mały start-up Toccata Technology oraz kierowany przez Larsa Risbo zespół inżynierów odpowiedzialny za technologię EQUIBIT, które doprowadziły właśnie do opracowania całkowicie cyfrowego wzmacniacza TacT Millennium.

Peter Lyngdorf od 30 lat dopasowuje dźwięk z głośników do pomieszczeń wykorzystując cyfrowe przetwarzanie dźwięku. Obecnie sprzęt do korekcji pomieszczeń Lyngdorf RoomPerfect™ jest budowany dla audiofilów mieszkających w realnym świecie, a nie w specjalnie przygotowanych pomieszczeniach odsłuchowych, a samo pomieszczenie jest dalekie od optymalnego i dla których poprawa akustyki pokoju nie jest możliwa do przeprowadzenia.

W 2005 roku została założona marka Lyngdorf Audio skupiająca się na produkcji prawdziwie high-endowych głośników i wzmacniaczy.

W 2007 roku Steinway & Sons – legendarny producent fortepianów przekazał firmie wyłączne prawa do produkcji systemów audio pod marką Steinway Lyngdorf. Uff… bogata historia audio Pana Piotra, a to jeszcze nie koniec.

BUDOWA/WYGLĄD:

Przejdźmy już może do tego dyskretnego czarnego wzmacniacza pełnego zaawansowanej elektroniki. Muszę na wstępie napisać, iż zabawy w ustawienia i kalibracji było dużo i dostarczyła ona sporo frajdy. Podczas tej zabawy nie raz do głowy przyszła mi myśl, a może by go kupić? Ale to już zostawię do głębszych przemyśleń, ile można walczyć z tymi lampami ?.

Z zewnątrz to raczej typowo „audiofilskie” urządzenie z minimalną ilością pokręteł i przycisków.

Przedni panel jest podzielony na dwie części: w pierwszej od prawej znajdziemy włącznik standby, pokrętło głośności oraz przycisk funkcyjny, za którego pomocą możemy m.in. zmienić źródło dźwięku, a panel wykonany jest z aluminium. Druga strona to panel chyba z przyciemnionego akrylu, gdzie wyświetlane są komunikaty np. źródło dźwięku, room perfect, sieć WiFi, na dole po lewej mamy podświetlone logo producenta, całość tworzy schludną kompozycję przedniej ściany.

Panel tylni to cztery pary gniazd RCA, masa do gramofonu, gniazdo sieciowe IEC, dwie pary gniazd głośnikowych, gniazdo mikrofonowe XLR, USB, HDMI, LAN oraz trigger za pomocą pary mini jack.

Gdy wypakowałem TDAI-1120 chwilę się zastanawiałem, czy czeka mnie czytanie instrukcji obsługi, na szczęście producent przygotował one-page, czyli mini poradnik szybkiej instalacji urządzenia.

Muszę powiedzieć, iż chyba prościej i łatwiej się nie dało, w zasadzie po zainstalowaniu aplikacji Lyngdorf na telefonie wszystko dzieje się niejako samoczynnie, a obsługa jej jest prosta i intuicyjna.

Tu warto wspomnieć o kolejnych funkcjonalnościach, ponieważ to, że łączymy się za pomocą Wi-Fi to już wiemy, ale możemy również skorzystać z przewodu sieciowego, do tego mamy obsługę DLNA, UPnP, Bluetooth, AirPlay2, Chromecast, który głównie wykorzystywałem pod Tidal, do tego jest jeszcze Spotify Connect czy Roon. Zatem, gdy macie jeszcze transport CD spróbujcie wykorzystać do jego podłączenia któreś z czterech gniazd wejść cyfrowych. Niestety nie miałem możliwości wykorzystania przedwzmacniacza gramofonowego, ponieważ jest on przeznaczony dla wkładek typu MM, a akurat mam kilka MC, a szkoda bo tu sygnał już na wejściu trafi na przetwornik A/D i jak rozumiem korekta dokonuje się już w domenie cyfrowej.

OK, przejdźmy do truskawki na torcie, jak mawiał jeden polski komentator piłki nożnej, a mianowicie technologia RoomPerfect.

W branży PA takie rzeczy jak procesor dźwięku, strojenie sali odsłuchowej itd.. to chleb powszedni, ale w domowym audio? Tu nie jest to tak oczywiste, choć znam systemy, gdzie każdy głośnik ma swój osobny wzmacniacz, dzięki czemu nie ma zwrotnicy, a wszystko jest wystrojone poprzez zawansowany procesor i niezliczoną ilość pomiarów.

Podpinam zatem mikrofon i zaczynam zabawę, pomiary wykonywane są dosyć szybko i sprawnie. Tu uprzedzę, że warto zmienić ustawienia w audio setup, aby później mieć łatwość w przełączaniu na odsłuch na bez i z użyciem korekty.

Radzę też przeprowadzić kilka pomiarów więcej niż sugeruje to „apka” i nie zaprzestać na ich minimalnej ilości, dzięki czemu optymalizacja charakterystyki częstotliwościowo – impulsowej będzie bardziej dokładna. Do pomiarów wykorzystujemy dostarczony wraz ze wzmacniaczem mikrofon, w pierwszej chwili ustawiamy mikrofon w miejscu odsłuchowym, a później w kilka dowolnie wybranych miejsc, przez całą operację poprowadzi nas aplikacja. Po jej zakończeniu Lyngdorf automatycznie wprowadzi obliczoną korektę. Ta funkcjonalność w mojej opinii znajdzie zastosowanie tam, gdzie pomieszczenie jest trudne akustycznie, gdzie druga połowa nie pozwala na wieszanie paneli akustycznych, ale również tam, gdzie chcemy wyciągnąć jak najwięcej z dostępnych środków nie burząc przy tym ścian i w zastanym porządku miru domowego, aha i jeszcze jedno nie sądzę, aby nawet recenzowany wzmacniacz sprawdził się w pomieszczeniu o maksymalnie długim czasie pogłosu, czyt. gołe ściany bez mebli itd…

A to jeszcze nie koniec funkcjonalności – do dyspozycji mamy możliwość ustawienia poziomu każdego ze źródeł sygnału, dzięki czemu możemy dopasować wszystko na tym samym poziomie, aby przy przełączaniu nie było skoku poziomu głośności, ale również do dopasowania urządzeń peryferyjnych.

Tu co nie było zaskoczeniem – warto otworzyć wejście na maksymalny gain, mowa o wejściu analogowym.

Kolejną ciekawostką jest interesujący i rozbudowany korektor dźwięku (Voicing) oferujący kilka wyborów (np. Music, Open, Soft), który każdy z nich możemy modyfikować. Tylko opcja Neutral pozostaje bez możliwości korekt i z wykorzystaniem tej opcji przeprowadziłem właściwy odsłuch.

Każdy z ustawień korektora możemy również przypisać do poszczególnych źródeł.

Cyfrowy Wzmacniacz TDAI-1120 dysponuje mocą 60 W dla 8 Ω oraz 120 W dla 4 Ω, i uwaga stopień końcowy nie pracuje a klasie D, a w jakiej? tej informacji nie znalazłem i pewnie jest to coś podobnego do cyfrowego rozwiązania jak we wspomnianym już wzmacniaczu TacT miało miejsce, tu również cała obróbka jest na sygnale cyfrowym, który prowadzony jest w formacie PCM 24 bit/96 kHz.

BRZMIENIE:

Po wpięciu w system Lyngdorfa TDAI-1120 na pierwszy rzut ucha wysunęła się neutralność w całym zakresie pasma – mówię tu o przypadku, gdy nie zastosowałem korekcji RoomPerfect.

Zacznę od damskiego wokalu, Eva Cassidy album „NightBird” wydanego na kilku płytach z prędkością odtwarzania 45 RPM oraz podwójny album Melody Gardot „Sunset in te Blue”. Znów ta neutralność bez podkreśleń żadnego spod zakresów wysuwa się na pierwszy plan. Głos wokalistek jest podany z olbrzymią wiernością i dokładnością, bez nalotu chropowatości czy nosowości. Wokal ma swój określony wigor, a zarazem potrafi zabrzmieć dobitnie przy czym i charakteru również nie zabraknie. Damski śpiew podany jest gładko bez zarysowań czy podbarwień. Na średnicy naprawdę sporo się dzieje, prócz dokładności mamy i odrobinę oddechu, ale nie zaznamy w tym przekazie czarów triod bezpośrednio żarzonej.

Kolejny plus w tym zakresie to odwzorowanie brzmienia gitar, zarówno wiosło elektryczne czy pudło brzmią fenomenalnie, słychać precyzję przy każdym pociągnięciu strun przez artystę.

Nie jest to mocno hipnotyzujący wymiar dźwięku, raczej Lyngdorf postawił tu na wierność i by nie napisać znów neutralność, to powiem swego rodzaju dystans do energii bez forowania tego zakresu na pierwszy plan.

Aby sprawdzić możliwości dynamiczne lubię zapuścić płytę „Knock Out” Charly Antolini. Nie zwiodłem się również i w tym aspekcie mimo nie aż tak dużej mocy 60W 8 ohm Lyngdorf nie pozostawił złudzeń. Jest dokładnie równo z odpowiednim kontrastem i rozróżnieniem poszczególnych elementów perkusji, w tym zakresie cenowym jest to więcej niż przyzwoicie.

Nie mogę też powiedzieć, że to leniwy wzmacniacz, nie wręcz przeciwnie jest szybki i precyzyjny.

Lyngdorf TDAI-1120 pozbawiony jest szaleństwa czy nadmiernej interpretacji, dobrze czuje się w piano i ciszej aż do powiedzmy forte, przy czym nie robi na nim wrażenia duży czy mały skład.

Podczas odsłuchu lubię też zapodać „Story of Polish Jazz” Jarosława Śmietany, to jeden z moich ulubionych gitarzystów. Góra pasma lekko nieśmiało dopełniała przekaz, nie brakowało jej informacji jest bardziej soczysta niż drapieżna.

Sporo powietrza i oddechu nadają wysokim tonom kultury przekazu. W tym zakresie zabrakło mi drapieżności blach perkusji czy ataku.

Nie jest to obszar przykrego zamulenia, ale jest odczuwalnie uspokojony i stonowany.

Pełen zakres informacji dociera do słuchacza, każda „przeszkadzajka” jest dobrze oddana z należytą szczegółowością.

To zabierzmy się za zakres niskich tonów – tu bardzo podobała mi się współpraca z zespołami głośnikowymi Tannoy Arden, brakowało wypełnienia, masy oraz kontroli. Na Tannoyach było jakoś szczupło i chudo, a to dziwne, bo nie są to specjalnie wymagające kolumny głośnikowe.

Sytuacja zmieniła się, gdy podpiąłem Snell A3, bas od razu nabrał powagi, słusznej potęgi i dostatecznej kontroli.

Bas z Lyngdorfa nie sięga do samego skraju, jest go sporo i posiada swój należyty wymiar, choć u mnie nie był brutalny, gdzie uwagę skupił bardziej w wyższym swym zakresie.

Nie jest to „kluchowaty”/”bułowaty” bas, owszem mimo braku pomruku potrafi dobrze spenetrować pomieszczenie. Jest go dużo, choć samej masy mi jakoś delikatnie brakowało, dobrze że jest równy i zwarty. Świetny jest podczas odsłuchu elektronicznej muzyki, nie wychodzi na pierwszy plan zabijając resztę przekazu, towarzyszy podczas przekazu w dobrym tego słowa znaczeniu.

Przyczepię się jeszcze odrobinę, być może to wynika z konstrukcji Snell A3, lecz po dłuższym okresie słuchania przydałby się trochę więcej „iskier”, inaczej ten stonowany bas robił się nudny i brakował w nim emocji.

Obraz stereo zbudowany jest z rozmachem, nie jest to przecież konstrukcja dual mono, a momentami miałem wrażenie jakby właśnie nią była.

Plany stereo zarysowane są równo, selektywnie a całość sceny jest precyzyjnie poukładana z domieszką efektów 3D, robi wrażenie.

No dobra, a jak spisuje się jako streamer audio? I tu trzeba jasno powiedzieć – do tego został stworzony. Okazało się, że mimo grania z plików pokazał jeszcze więcej muzykalności, pojawiała się energia w górze pasma. Scena dźwiękowa dała popis i rozmach jak wcześniej, ale jakby lepiej. Dźwięk stał się jeszcze bardziej bogaty, urozmaicony i mniej nudny.

A teraz po skalibrowaniu…

Właściwie mógłbym napisać recenzję od nowa, u mnie zmiana była kolosalna.

Zacznę od tego, iż w przypadku podłączenia Tannoy Arden efekt był ogólnie mówiąc na minus, no nie polubiły się te urządzenia. Za to w przypadku Snell A3 absolutnie każdy aspekt brzmienia na plus. Odbiór dźwięku po kalibracji jest jakiś taki inny, jakby taki „akuratny”, w sam raz. Bas zmężniał, góra nabrała blasku, a środek, środek pozostał na swoim miejscu.

Wracam do ustawienia sprzed kalibracji, nagle dźwięk jakby się „wypłaszczył” bez wyrazu.

Po przełączeniu systemu na skalibrowany „preset” wszystko wraca do normy, a muzyka zaczyna nas wciągać.

PODSUMOWANIE:

Lyngdorf TDAI-1120 nie jest olbrzymią końcówką mocy zajmującą cały stolik, raczej to taki dyskretny, kulturalny wzmacniacz. Za to doskonale pozwala o sobie zapomnieć, nowoczesny intuicyjny interfejs obsługi jest bardzo przyjemny, co sprawia że szybko zapominamy o istnieniu TDAI-1120.

Na deser dostajemy Technologię RoomPerfect, która potrafi zawstydzić akustykę naszego pomieszczenia. Lecz gdy tylko skorzystamy z kalibracji, Lyngdorf zaprasza nas do zupełnie innej przestrzeni muzycznej pozbawionej wszelkich podbarwień zniekształceń.

Duński producent dostarcza nam znacznie więcej niż od niego oczkujemy a to wszystko podane w elegancki nie nonszalancki sposób. A tym czymś ekstra jest wspomniany system kalibracji.

REKOMENDACJA AUDIOMUZOFANS

Czytaj pełną recenzję na stronie magazynu audiomuzofans.pl