Davis Acoustics to jak zdążyłem zaznaczyć, pochodząca z kraju przedkładającego żaby i ślimaki ponad poczciwego schabowego marka, która już od 25 lat stara się sprostać wymaganiom marudnych koneserów dźwięku. W jej ofercie znajdziemy kilka linii kolumn wolnostojących i monitorów, głośniki do zabudowy i kolumny szerokopasmowe, których przedstawicielem i nosicielem flagowego produktu – głośnika 20DE8 – jest właśnie opisywany model MV One. MV –ki to sporych rozmiarów konstrukcje (27x50x100), zdolne do wygenerowania z pomocą pojedynczego pełnopasmowego dwudziestocentymetrowego głośnika wspomaganego przez potężny basrefleks założone przez konstruktorów zejście do 40Hz. Niestety przez ten nieszczęsny otwór wentylacyjny pierwszy kontakt wzrokowy nie jest specjalnie szczęśliwy, ale to co dla mnie jest oznaką niedoskonałości, dla innego może być czymś pożądanym, dlatego nie będę rozwodził się nad problemem istnienia takiej wielgachnej dziury w takim miejscu. A jako kontrapunkt mojego postrzegania tego problemu dodam, iż posiadacze niedużych pomieszczeń, ograniczeni bliskością ścian do pleców zespołów głośnikowych będą po wsze czasy hołubić to rozwiązanie, gdyż dmuchanie w niczym nieograniczoną kubaturę przed kolumnami, pozwoli im na implementację MV One w niemalże każdym kącie swoich ciężko wynegocjowanych z drugimi połówkami „klitkach” (wiem, to brutalne określenie, ale przynajmniej szczere). Projektanci rzeczonych kolumn starając się poprawić ich postrzeganie i przynależność do wysokiej pozycji w cenniku, dali upust swoim marzeniom i zaproponowali wykończenie w lśniącej fortepianowej czerni, która muszę przyznać zdecydowanie podniosła notowania całości w moim rankingu. Może nie jestem zbytnio postępowy, ale kupując samochody – a robię to w salonie raz na dziesięć lat – zawsze jest to bardzo ciężka w utrzymaniu, szybko kurząca się, właśnie ponadczasowa czerń. Ale kto powiedział, że piękno musi być łatwe w użytkowaniu. Coś za coś i ja jestem w stanie, ponieść koszty natury częstego ganiania z mikrofibrą.