Świat audio zaczął głośno wymawiać jego nazwisko ponad 20 lat temu, gdy do sprzedaży wszedł legendarny już dziś, pierwszy na świecie wzmacniacz cyfrowy – TacT Millenium, będący sensu stricte opracowaniem kopenhaskiej firmy Tocatta Technology należącej do Larsa Risbo, „współpracownika" Petera. Trzy lata po zawiązaniu start-up’u (2000) został on wykupiony przez elektronicznego giganta, firmę Texas Instruments, która tym samym nabyła prawa do opracowania wzmacniacza cyfrowego Equibit. Cyfrowego dlatego, że niekorzystającego z analogowego sprzężenia zwrotnego ani żadnej analogowej obróbki sygnału (modulacji PWM) – w przeciwieństwie do konwencjonalnych wzmacniaczy impulsowych (w klasie D), które dziś zaczynają święcić triumfy.
Pod względem technicznym, recenzowany wzmacniacz jest rozwinięciem modelu TDAI-2170. To również spadkobierca rozwiązań zastosowanych w Millenium. Większa moc niż u mniejszego krewniaka, rozszerzona funkcjonalność i nowsze rozwiązania mają czynić z TDAI-3400 produkt całkiem wyjątkowy. Moc 400 W na kanał przy 4 omach w dzisiejszych realiach (jeszcze mocniejszych wzmacniaczy w klasie D) nie wydaje się już szczególnym osiągnięciem, jednak atuty nowego modelu mają leżeć gdzie indziej. Znawcom tematu wystarczą dwa hasła na literę „R”, by zrozumieć ideę tego urządzenia: RoomPerfect i Roon Ready.
Pierwszy kontakt
Projekt plastyczny testowanego modelu potrafi ująć prostotą i nowoczesnym sznytem. Przednia ścianka, prosta, pozbawiona ozdobników, mimo iż zawiera sporych rozmiarów wyświetlacz, zlewa się w jedną czarną płaszczyznę. Mocnym akcentem jest duże pokrętło głośności, które stylistycznie nawiązuje do protoplasty, czyli TaCT-a Millenium. Jednak to wyświetlacz stanowi główną oś stylistyczną tego produktu: wzorowo czytelny nawet z wielu metrów, pokazujący wszystkie najpotrzebniejsze informacje, za wyjątkiem okładek płyt czy innych metadanych. Od tego jest Roon i dedykowana aplikacja Lyngdorf Remote (Android, iOS). Po chwili nieużywania regulacji, displej automatycznie się wygasza. Wzmacniacz zaprojektowano tak, by jego bryła w ogóle nie rzucała się w oczy. Nie ma tu żadnych światełek, ani zbędnych ozdobników.
Cieszy fakt, że urządzeniu towarzyszy normalny, poręczny pilot na podczerwień. W dobie aplikacji i smartfonów, nie jest to rzecz bynajmniej oczywista. Twórcy urządzeń usieciowionych coraz częściej odchodzą od klasycznych nadajników, ponieważ jest to dodatkowy koszt (który finalnie trzeba przenieść na klienta) oraz ze względu na wrodzone ograniczenia sterowania za pośrednictwem ekranu. Lyngdorf pokazuje jednak, że zwykły pilot wciąż ma sens: ze względu na szybkość obsługi, jak również z uwagi na łatwość konfiguracji systemu RoomPerfect, o czym w dalszej części opisu. Jednocześnie firma oferuje całkiem niezłą, wspomnianą już aplikację, a ponadto wyposażyła swój wzmacniacz w pełną zgodność z Roonem. Sterowanie (i to w najbardziej rozbudowanej formie) jest ponadto możliwe z poziomu przeglądarki – wystarczy wpisać numer IP wzmacniacza, który pokazuje go po dwukrotnym wciśnięciu przycisku „Info” na pilocie. Nowoczesność może oznaczać łatwość obsługi – i to nam się podoba.
Jedyne, do czego można się przyczepić i o czym wspominaliśmy w recenzji tańszego modelu, to przesadna precyzja regulacji poziomu. Skok 0,1 dB wzdłuż niemalże całej skali powoduje, że mocne podgłośnienie (lub ściszenie) trwa nazbyt długo. Nigdzie nie znaleźliśmy możliwości zmiany domyślnego skoku regulacji – rozsądną wartością byłoby tutaj 0,5 dB.
Funkcjonalność
Z tyłu wzmacniacza znajdują się trzy wejścia optyczne, dwa koaksjalne oraz po jednym AES/EBU i USB typu B (audio). Jest także jedno wyjście cyfrowe (współosiowe). Dla funkcji sieciowych przewidziano gniazdo LAN. Prócz tego mamy do dyspozycji dwa wejścia analogowe RCA oraz po jednej parze gniazd wyjściowych (RCA i XLR). Sygnał z nich wychodzący może być przepuszczony przez regulowany filtr dolnoprzepustowy (zadane typy filtrów od 2. do 8. rzędu, częstotliwość środkowa określana z dokładnością 1 Hz) – i to zarówno w konfiguracji mono, jak i stereo (dwa subwoofery). Jednocześnie, da się odciąć niski zakres pasma z wyjść głośnikowych oraz zdefiniować opóźnienia pomiędzy kolumnami i subwooferem (dla każdego głośnika wprowadzamy odległość, podobnie jak w jednostkach A/V). Stwarza to cenną możliwość stworzenia systemu 2.1 lub 2.2 o zoptymalizowanym zakresie dynamicznym – prawdziwa gratka dla posiadaczy naprawdę małych głośników, które źle znoszą głośny odsłuch z sygnałem pełnopasmowym.
Kolejnym „bajerem”, który zawdzięczamy wbudowanym procesorom DSP, jest możliwość dowolnego kształtowania charakterystyki przenoszenia (na wyjściach głośnikowych i w kanale subwoofera) za pomocą 8-pasmowej filtracji z następującymi opcjami do wyboru: filtr dolnoprzepustowy, górnoprzepustowy, półkowy (low shelf, high shelf) oraz parametryczny (f, Q, gain). Prócz tego, producent przewidział różne, zaprogramowane krzywe korekcji częstotliwościowej (tzw. Voicing): „Music", „Relaxed", „Movie" itd. Użyteczność tych opcji wydaje się jednak wątpliwa w zestawieniu z klasą i przeznaczeniem urządzenia. Inną możliwością jest niezależna regulacja poziomu wzmocnienia lub osłabienia basu/wysokich tonów. Można je regulować dla dowolnie wybranej częstotliwości środkowej filtru. Domyślnie dla wysokich tonów jest to 7500 Hz, ale można tę wartość zmieniać w sposób płynny – zarówno w górę, jak i w dół. To samo dotyczy basu.
Za dopłatą 1800 zł można dodać moduł z kolejnymi trzema parami wejść RCA oraz z parą wejść XLR, zwany modułem high-end. Istota tej rozbudowy polega nie tylko na dokupieniu kolejnej baterii gniazd analogowych, ale na instalacji lepszego niż seryjny przetwornika analogowo-cyfrowego. To ważne o tyle, że każdy sygnał analogowy musi zostać przetworzony do postaci cyfrowej. Istnieje również opcja z modułem wejściowym HDMI (również za 1800 zł) zawierającym trzy gniazda HDMI i jedno wyjście HDMI 2.0a/HDCP 2.2.
Funkcje sieciowe (w wyposażeniu jest karta WiFi 802.11ac) w pełni odpowiadają możliwościom typowego odtwarzacza strumieniowego. Można więc korzystać z serwisów streamingowych, jak również odtwarzać pliki audio z lokalnych serwerów UPnP. Ponadto są dostępne funkcjonalności AirPlay i Bluetooth. Każda z tych opcji, włączając oddzielnie Spotify, jest zaprogramowana jako oddzielne źródło dźwięku pokazywane na wyświetlaczu.
TDAI-3400 może pracować jako Roon endpoint i co dość istotne, ta metoda sterowania nie wchodzi w „konflikt” z aplikacją Lyngdorfa, która poprawnie „zaciąga” informacje o już odtwarzanym utworze i nie wymusza przełączenia na tryb UPnP, jak to się dzieje w przypadku wielu innych urządzeń Roon Ready.
RoomPerfectTM
Clou całego urządzenia stanowi autorski, rozwijany od wielu już lat system korekcji sygnału audio – RoomPerfect. Potocznie, o rozwiązaniach tego typu mówi się jako o systemach „korekcji akustyki”, co stricte jest oczywiście pozbawione sensu – akustyki pomieszczenia nie da się skorygować na drodze elektronicznej. Warto o tym pamiętać, bo w dobie coraz częściej pojawiających się narzędzi tego typu łatwo zapomnieć, że podstawą dobrego dźwięku jest właśnie pomieszczenie.
Niemniej, RoomPerfect robi naprawdę wiele, by negatywny wpływ pomieszczenia na reprodukcję dźwięku wyraźnie zniwelować. Istotą jego działania jest to, że nie ogranicza się on jedynie do korekcji częstotliwościowej. RoomPerfect działa również w dziedzinie czasu, oceniając intensywność odbić i wartość opóźnień. Co z tym „fantem” robi? To już tajemnica twórców. W każdym bądź razie, sekwencja pomiarowa jest znacznie dłuższa niż to, do czego przyzwyczaiły nas jednostki A/V. Składa się z dwóch typów sygnałów pomiarowych rejestrowanych przez profesjonalnej jakości mikrofon elektretowy ustawiany na wieloelementowym, porządnym metalowym statywie. Instrukcja wyświetlana na ekranie zachęca do powtórzenia pomiaru w 6 różnych punktach pomieszczenia, przy czym logika podpowiada, by nie były to punkty bardzo oddalone od miejsca odsłuchu. Formalne zalecenie mówi o braku symetrii wybranych punktów pomiarowych, ich odległości co najmniej 0,5 metra od ściany, podłogi lub sufitu oraz minimum jednego metra od głośników. Na podstawie kolejnych pomiarów system ocenia (procentowo) wiarygodność korekcji, przy czym jest to szacunek z góry zaprogramowany – po 6 pomiarach podawana jest wartość (pewność) 96%.
Po kalibracji dźwięk zostaje dostosowany do akustyki danego pokoju, ale nadal istnieje możliwość wyboru dwóch opcji: z preferencją odsłuchu w wybranym punkcie (tzw. sweet spocie) – tzw. Focus – lub w wielu różnych miejscach (Global). Ściślej rzecz ujmując, korekcja Global uwzględnia „po równo” wszystkie punkty pomiarowe, natomiast Focus jest zoptymalizowana dla konkretnego miejsca. Punktów pomiarowych można dodać, istnieje także opcja uwzględniania drugiego lub kolejnego sweet spota („focus position”). W trakcie odsłuchu da się banalnie łatwo przełączać pomiędzy nimi (do tego celu służy kursor na pilocie), jak również je deaktywować (Bypass) w celu porównania dźwięku z korekcją i bez niej. Nie ma natomiast możliwości korekcji wprowadzonych ustawień, ani nawet możliwości ich podejrzenia. Procedura jest w pełni automatyczna. (FK, ML)
Peter Lyngdorf – biznesmen z żyłką wynalazcy
Postać kojarzona przez audiofilów z legendarnym, pierwszym na świecie wzmacniaczem cyfrowym – TacT'em Millenium, a tak naprawdę człowiek o wielu „twarzach”, innowator czy może nawet wizjoner, którego przygoda z hi-fi zaczęła się co najmniej 25 lat wcześniej. Wytrawny znawca rynku, dynamiczny przedsiębiorca, biznesmen. W branży oficjalnie od 1975 roku, kiedy to powołał do życia firmę Audionord International A/S specjalizującą się w handlu elektroniką konsumencką. Pięć lat później stworzył sieć specjalistycznych sklepów audio – HiFi Klubben (należącą właśnie do Audionord), która z sukcesami działa do dziś (jest to największa sieć sklepów specjalistycznych tego typu w całej Skandynawii). Ta kilkudziesięcioosobowa firma może się pochwalić rocznymi obrotami ponad 100 milionów euro (w 2016 r. było to ponad 140 milionów) przy kilkuprocentowym zysku operacyjnym.
Warto odnotować, że na swoim koncie Lyngdorf ma władanie (posiadanie) takimi markami jak Snell Acoustics, Gryphon Audio Design oraz – co oczywiste – Lyngdorf Audio (ta jednak formalnie nie jest jego własnością już od 2012 r.).
Obecnie, nasz bohater ściśle współpracuje z Larsem Risbo (właściwym konstruktorem TaCT-a Millenium), Bruno Putzeysem (Hypex, Mola Mola) i Carstenem Tinngardem, będąc współwłaścicielem firm PuRITi i Purifi. Ta ostatnia współtworzyła nowe moduły wzmacniające w klasie D o zgoła fantastycznych parametrach. Do Petera Lyngdorfa należy także firma Steinway Lyngdorf produkująca bardzo ekskluzywne systemy audio) oraz marka Remic, zajmująca się produkcją mikrofonów muzycznych. (FK)
Budowa
Lyngdorf konsekwentnie, od lat, nazywa swoje wzmacniacze cyfrowymi i trzeba przyznać, że jest to uzasadniona klasyfikacja. W technice Equibit nie stosuje się analogowego sprzężenia zwrotnego, a modulacja szerokości impulsów (PWM) sterujących stopniami końcowymi jest realizowana w domenie cyfrowej, w obrębie programowalnego układu DSP. Konwersja PCM->PWM wykorzystuje różne filtry FIR dla różnych amplitud sygnału wejściowego w celu ograniczenia zniekształceń, jakie z definicji generuje modulacja PWM (będąca sama w sobie procesem nieliniowym). Konsekwentnie, cały tor sygnałowy we wzmacniaczu jest cyfrowy, pomijając oczywiście moduły wejść analogowych. Rekonstrukcja do analogu dokonuje się dopiero w dolnoprzepustowych filtrach wyjściowych. Lyngdorf podaje, że stopnie końcowe TDAI-3400 są zdolne do generowania prądu szczytowego o natężeniu 40 amperów. Moc jest specyfikowana jako 2 x 200 W przy 8 Ω i dokładnie dwa razy tyle przy 4 Ω.
W konstrukcji wzmacniacza widać wyraźnie, że został on przystosowany do oddawania większej mocy niż 170-watowy TDAI-2170. Mimo to, wnętrze wyraźnie przypomina tańszy model. Z drugiej jednak strony widać istotne różnice, jak chociażby zastosowanie dwóch procesorów DSP zamiast jednego (prócz „Sharca” ADSP-21489 jest także ADSP-21487), czy przeniesienie stopnia końcowego (na bazie tych samych mosfetów Infineon OptiMOS2 122N10N z tylnej części do przodu, co wymusiło poprowadzenie przewodów głośnikowych pod płytą główną, przez całą przekątną wnętrza. Przy samych terminalach głośnikowych, a więc już za właściwym filtrem dolnoprzepustowym, znajdują się dodatkowe cewki z rdzeniami ferrytowymi. Większe są również pojemności filtrujące. Zastosowano cztery wysokonapięciowe Nippony-Chemicony 1500 μF/200 V, dziewięć mniejszych elektrolitów tej samej marki (820 μF/100 V), a przy samym aluminiowym radiatorze stopnia końcowego (jego również nie ma w tańszym modelu) – kolejnych dwanaście kondensatorów 1800 μF/63 V. Filtry dolnoprzepustowe tworzą typowe cewki toroidalne oraz kondensatory Wima. Od strony wejść analogowych widać zestaw przekaźników Omron, rząd wzmacniaczy operacyjnych N5532A, dalej uwagę zwraca układ AD1939 – w roli przetworników a/c i c/a. Sygnały z wejść cyfrowych odbierają układ AK4115VQ (S/PDIF) oraz mikrokontroler USB firmy Microchip (Atmel ATSAM3U2C). Tuż obok znajduje się programowalny scalak (CPLD) Xilinx, który prawdopodobnie zarządza taktowaniem danych (zegary 22,579 i 24,576 MHz znajdują się w bezpośrednim sąsiedztwie). (FK)
Brzmienie
W trakcie testów ograniczyłem się do odsłuchów z wykorzystaniem wbudowanego modułu strumieniowego, co zważywszy na przyjętą koncepcję wzmacniacza i jego funkcjonalność wydaje się w pełni adekwatne do tego, jak on będzie użytkowany w praktyce.
O balansie tonalnym w sensie charakterystyki częstotliwościowej można napisać zarówno wszystko, jak i nic. Rozbudowane możliwości ustawień dają nieograniczoną możliwość ingerencji w charakterystykę częstotliwościową, co może skutkować brzmieniem o dowolnych proporcjach pomiędzy górą, środkiem a dołem pasma. Ograniczę się jedynie do stwierdzenia, że na moich 4-omowych kolumnach wzmacniacz zagrał dźwiękiem stosunkowo ciemnym w górze pasma oraz oszczędnym w zakresie basowym, dając pierwszeństwo średnicy. Tak było przy ustawieniu neutralnym, czyli bez ingerencji RoomPerfectu. Postanowiłem jednak, że skorzystam z kalibracji i pozwolić wzmacniaczowi na poprawki. Korekcja okazała się rozwiązaniem bardzo sensownym, nanosząc zmiany w kierunku poprawy subiektywnie słyszanej charakterystyki tonalnej. Przybyło zwłaszcza basu, którego moje obecnie używane kolumny generują w ilościach kontrolowanych do tego stopnia, że chwilami może go nieco brakować. Warto zwrócić uwagę na różnicę pomiędzy dźwiękiem w trybach Focus i Global. Akurat w przypadku mojego pokoju odsłuchowego, główna różnica pomiędzy obiema korekcjami dotyczyła ilości basu, który w miejscu odsłuchu jest nieco mniejszy niż w innych miejscach pomieszczenia. W ustawieniu Focus, wzmacniacz dodał wyraźnie więcej niskich tonów, w związku z czym po zmianie miejsca odsłuchu było go już nieco za dużo. Tak czy inaczej, da się z tego wzmacniacza uzyskać nie tylko poprawną, co wręcz perfekcyjną charakterystykę częstotliwościową – także, a może przede wszystkim, w obrębie niskich tonów.
Redaktor naczelny, który niezależnie sprawdził RoomPerfect w zupełnie innym, niewykorzystywanym na codzień do testów pomieszczeniu (typu mało zaadaptowany akustycznie salon), zwrócił uwagę nie tylko na poprawę liniowości charakterystyki, ale także na ogólne wrażenie oczyszczenia dźwięku. Przed korekcją Dynaudio Evoke 20 grały – w bezpośrednim porównaniu z dźwiękiem skorygowanym – w sposób, który określił jako „zbity, za bardzo skondensowany”, zwracając ponadto uwagę na uwypuklony midbas. Po korekcji (szczególnie w trybie „Global”) brzmienie nie straciło na potędze, bas stał się wyraźnie równiejszy (nie było jednak efektu „przeładowania” na samym dole), a scena dźwiękowa zdecydowanie zyskała na szerokości i holografii. „I to było chyba najbardziej zaskakujące w tej korekcji” – podsumował FK – dodając: „próba oceny tego urządzenia poprzez pryzmat jego możliwości jako samego wzmacniacza to w dużej mierze niezrozumienie jego idei. RoomPerfect, szczególnie w niezbyt sprzyjających warunkach, poprawia dźwięk w takim stopniu, że tego aspektu działania wzmacniacza po prostu nie można pominąć”.
To, co mnie trochę zaskoczyło, to fakt, że Lyngdorf brzmi stosunkowo łagodnie. Nawet słuchany bardzo głośno i prowokowany do agresji, nie generuje dźwięku, który odbiera się jako wyostrzony. Po dłuższych odsłuchach stwierdziłem, że jest on nawet nieco zbyt łagodny. Np. gitary w „Money for Norhing" nie miały pożądanej ostrości, typowej dla gitary elektrycznej. Odebrałem je jako wyraźnie złagodzone, zaokrąglone. Dźwięk zdawał się trochę mało ofensywny, ugrzeczniony – nawet w tych partiach, gdy powinien był być ostry i kąśliwy. Jednocześnie przez cały czas powstawało wrażenie, że istnieje w tym dźwięku przewaga konturów nad wypełniającą go tkanką. W mojej ocenie dźwięk Lyngdorfa jest niewątpliwie bardzo czysty i pozbawiony zniekształceń, ale też umiarkowanie dawkuje harmoniczne, nie ma zbyt wiele „substancji", wypełnienia. Subiektywnie dość płaska mikrodynamika i ograniczona gęstość dźwięku decydują o tym, że obraz dźwiękowy wydaje się nieco odbarwiony – tak jakby fotografię cyfrową potraktować programem do edycji i na pasku „nasycenie" przesunąć suwak w lewo, jednocześnie podnosząc kontrast. Jest więc łagodnie, ale i trochę matowo.
Lyngdorf nadrabia to jednak przestrzennością. Nie jest co prawda mistrzem w odwzorowaniu akustyki pomieszczeń, nie potrafi też wywołać wrażenia pełnej namacalności źródeł pozornych, jednak imponuje bardzo dobrą precyzją, wycinając z tła punktowe źródła pozorne i dokładnie umieszczając je w wirtulanej przestrzeni. Czym lepsze nagranie, tym efekt jest bardziej sugestywny – różnice słychać bardzo wyraźnie, co niewątpliwie świadczy o jego klasie.
Biorąc pod uwagę dynamikę makro, trudno jest odgadnąć, że słuchamy wzmacniacza o niebagatelnej mocy. Nie jest to w żaden sposób eksponowane, wzmacniacz nie stara się tego demonstrować. Bardziej już próbuje udawać grzecznego „sleepera”, choć oczywiście możliwości mocowe są ogromne, co za tym idzie, możliwy do uzyskania zakres makrodynamiki. Również bas nie przykuwa uwagi konturem czy mocniejszymi uderzeniami, choć nie sposób odmówić mu akuratności. Ma charakter bardziej dopełniający niż nadający nagraniom autentycznej potęgi. Tu jednak trzeba wrócić do zalet korekcji RoomPerfect, która w warunkach typowego pomieszczenia może wprowadzać ogromną poprawę w zakresie liniowości i rozciągnięcia omawianego zakresu – wszystko w stopniu poza zasięgiem urządzeń będących niczym innym jak tylko wzmacniaczami. Inna sprawa, że skuteczne korekcje basu można dziś realizować w obrębie Roona, ale to wymaga od użytkownika wiedzy o akustyce pomieszczenia i sporego doświadczenia. (ML)
Naszym zdaniem
Lyngdorf TDAI-3400 jest w pełni samowystarczalnym urządzeniem, którego podstawowe zalety są takie same, jak w przypadku tańszego modelu: a mianowicie: znakomicie skuteczna (tu nawet lepiej działająca) korekcja RoomPerfect, łatwa obsługa oraz bardzo neutralny dźwięk, który można w dużym zakresie dopasowywać do indywidualnych potrzeb oraz akustyki pomieszczenia. Możliwość przekierowywania niskich tonów do aktywnych subwooferów z zaawansowanymi narzędziami kształtowania filtracji pasma to rzecz niespotykana u konkurencji. W stosunku do tańszego modelu zyskujemy także dopracowany moduł odtwarzacza strumieniowego z certyfikatem Roon Ready, co zamyka kwestię budowy systemu wysokiej klasy – abstrahując, rzecz jasna, od wyboru zestawów głośnikowych, który może być całkiem elastyczny. Niemniej, warto postawić na żywo i ekspresyjnie brzmiące kolumny, unikając tych przesadnie neutralnych. W czysto subiektywnym odbiorze nie jest to w żadnym razie wzmacniacz, który czaruje muzykalnością i ekspresją, ale jego techniczno-funkcjonalne atuty oraz ogólne opracowanie są tym, co skłania nas do przyznania rekomendacji. Jest to także jeden z tych (coraz częściej pojawiających się) wzmacniaczy, który powoduje konieczność rozszerzenia dotychczas stosowanej punktacji, co niniejszym czynimy.